to niewielkie miasteczko w Poludniowej Australii znajdujace sie sto kilometrow na polnoc od Adelaide i zaledwie kilkaset metrow od zatoki Sw.Wincentego .To tu tymczasowo zamieszkuje podczas delegacji . Niewiele sie tu dzieje a wokol same pustkowia .Do najblizszego wiekszego sklepu ok 50 km . Gdyby nie przedzimowa pora roku mozna by korzystac z kapieliska znajdujacego sie w obrebie miasteczka . Jest nawet wydzielone miejsce dla naturystow . No ale niestety za zimno , 13 - 15 stopni z tendencja spadkowa . Mrozow tu
jednak nie ma .Probowalem dojsc do wybrzeza ale miedzy miasteczkiem a brzegiem zatoki rozposcieraja sie mokradla porosniete ok polmetrowej wysokosci krzakami . Wypytalem miejscowych czy sa w poblizu jakies zwierzeta , ktorych na swej drodze lepiej nie spotykac . Sa tu jedynie kangury . Czarne Wdowy nie sa tu widywane ale na weze to lepiej uwazac . Oczywiscie po zaroslach nie mam zamiaru chodzic , co najwyzej w dobrze dostepnym miejscu nagie zdjecie pamiatkowe . Podoba mi sie za to
ogrod za domem . Osloniety ze wszystkich stron falowana blacha o wysokosci ok . 1,8 metra po ktorym zupelnie swobodnie mozna poruszac sie nago . Doskonale nadaje sie do weekendowego opalania sie skoro tylko pogoda dopisze . Warunki w sumie znosne . Jednak pol roku to nie wiem jak bym tu wytrzymal .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz